Niewiele spaliśmy. Rano staram się zweryfikować przebieg imprezy. Przypominam sobie kilka szczegółów, m.in. ten że spadłem z górnej pryczy. Kac niemiłosierny. Ale to chyba norma w tutejszych pociągach. Uczucie „kapcia w gębie” przypomina mi, że Australijczyk częstował nas jointem.
Na dworcu w Symferopolu udaje nam się dostać bilety powrotne do Odessy. Mamy 5 dni na trip po Krymie. To będzie maraton…
Łapiemy trajtka do „centrum”. Bilet kosztuje 0,50 UAH... Kara za jego nieposiadanie to 10 UAH… Jemy śniadanie w jakiejś kafejce. Jajecznica przypomina raczej omlet. Napiwek doliczają odgórnie dość bezczelnie dopisując go do rachunku.
Z tego miejsca pozdrawiamy Pana Koperka. Bardzo rozbawił nas SMS z Polski: „Weźcie ulotki z hoteli. Może warto tam pojechać.” Z pewnością weźmiemy jeśli tylko znajdziemy takowe.
W Symferopolu za przeproszeniem gówno jest. Jedyną atrakcją jest tu czołg i pomnik Lenina. Czołgów i Leninków mają tu zresztą pod dostatkiem.